Laserowa Wielkanoc i czekoladowa Barcelona
Policzyłem, to była już moja szósta Wielkanoc poza domem: Zadar, Cirkvenica, Garda, Garda, Puck i teraz Palamós. Doliczając do tego dwa ostatnie Boże Narodzenia w Hong Kongu i Napier.. niezły wynik „nieświętowania” w domu. Ale nie narzekam wcale. Te święta na wodzie zawsze są inne i ciekawe, jak nie wigilijna kolacja jedzona pałeczkami, to kaszubskie pisanki . Zresztą tę Wielkanoc 2012, jak zauważyła dziś podczas naszego czatu Martyna, prawie cała nasza ekipa Nivea Team Poland z MŚ 2011 spędziła „w terenie”: ja w Hiszpanii, Martyna we Francji, Ewa we Włoszech i Kowal też we Francji … aktywnie, i to na trzech klasach!
Drugie już zgrupowanie na Laserze 4.7 w naszej bazie FIR-u w Palamós było także udane. Tym razem pracowaliśmy pod okiem p. Zuzi Gładysz, doświadczonej regatowej żeglarki na Laserze i w kobiecym match- racingu. Dużo nowych uwag i wskazówek – bezcenne. Pracowaliśmy każdego dnia, wiatr pozwolił na pływanie codziennie. Przymiarki, technika, wyścigi, stójki, praca nad sprzętem. Kolejny krok do przodu.
A że była to Wielkanoc, więc było też uroczyste śniadanko na świeżym powietrzu w ogrodzie, w pokaźnej grupie zawodników Lasera i Opti, Trenerów i Rodziców. Smakołyki z Polski przyjechały z nami, były też miejscowe specjały i moja ulubiona szyneczka parmeńska Były świeżo upieczone przez panią Makę baby, no i zakupiona w sklepie „u chińczyków” broń masowego rażenia na wodę pozwoliła godnie podtrzymać tradycję
Mimo, że Palamós odwiedzaliśmy już enty raz, to jak zawsze mogłem znaleźć ciekawe miejsca dzikiego wybrzeża i wąskie uliczki zabytkowego miasteczka do utrwalenia na zdjęciach.
Ostatniego dnia, dzięki logistyce powrotnej, nasza ekipa laserowa znalazła się w Barcelonie. Tym razem nietypowo pojechaliśmy tam autobusem pod wodzą p. Jacka Moritza, po drodze oglądając Katalonię i odwiedziliśmy nieznane mi jeszcze rejony tego ładnego miasta. Podczas ostatniej wizyty w tym mieście oglądaliśmy już słynną Ramblę z niesamowitymi kamienicami Gaudiego i podziwialiśmy jego La Sagrada Familia, wjechaliśmy windą do wnętrza i szczytu Kolumny Kolumba i zwiedziliśmy jachtowy port olimpijski. Teraz wysiedliśmy na Barcelona Nord i powędrowaliśmy przez parki, m. in. Parc de l’Estació del Nord z niesamowitą rzeźbą: błękitną mozaiką na zielonej trawie pt. “Upadłe niebo” Beverly Peppera inspirowaną Gaudim. I Parc de la Ciutadella, czyli Central Park w Barcelonie z parlamentem Katalonii i z potężną Kaskadą – fontanną z 1888 roku budowaną przez Josepa Fontsère, któremu pomagał student .. Gaudi. Złoty rydwan, białe smoki i piętrowe wodospady robią wrażenie.
Dalej spacer reprezentacyjnym pasażem de Pujades z widokiem na 30- metrowy Łuk Trymfalny (Arco de Triunfo, który służy Barcelończykom jako.. meta maratonów) do Zamku Trzech Smoków, w którym mieści się muzeum zoologii. Trzy smoki siedzą sobie nad fontanną.
Ale najciekawsze i najsmaczniejsze było przed nami.. dotarliśmy do Museu de la Xocolata, czyli muzeum czekolady.. Spodziewaliśmy się zajączków, no wiecie, takich tam wielkanocnych jajeczek itp.. ale to, co zobaczyliśmy przerosło nasze wyobrażenia o tym, co można zrobić z czekolady… Niedźwiedzie, stacje kolejowe, pociągi, parkingi rowerowe, kolorowe sceny z Asterixa, Disney’a.. corrida.. nawet czekoladowa Guernica Picassa.. filmy i ciekawostki, proces produkcji, a na koniec mała degustacja i słodkie zakupy… mmm..xocolata!
Jeszcze spacerek na skwer Antonio Lopeza, widok na Pasaż Kolumba z jego kolumną w tle i powrót pasażem Izabeli, tym razem na zabytkowy XIX-wieczny dworzec kolejowy Estacio de Franca, skąd nowoczesnym pociągiem dojechaliśmy do lotniska w Barcelonie, gdzie czekał już samolot do Polski. To były wyjątkowo słodkie święta